Jak powiedzieć mamie zeby kupiła mi stanik? 2009-04-26 12:54:18; Jak powiedzieć mamie żeby mi kupiła stanik ? 2010-10-16 21:05:26; Jak powiedzieć mamie żeby mi kupiła snickersa? 2011-10-30 18:22:45; Jak powiedzieć mamie , żeby mi kupiła wkładki? 2009-12-04 10:40:12; Jak powiedzieć mamie żeby mi kupiła wkładki? 2010-01-26 18:41:03 wyjść z czegoś = come out of something +1 znaczenie. wyjść na kogoś = come over as somebody. wyjść na miasto = go out. wyjść na jaw = come forward. wyjść na chwilę = step out +1 znaczenie. wychodzić zza chmur = be out. wyjść bez szwanku, wyjść cało = walk away. inne. -Nie pier* że masz taki ryj od urodzenia Masz taki ryj jakby cie w dziecinstwie z procy karmili twoja stara nie ma przyjaciól na naszej klasie a chcesz dostać do papuchy a kuńa znosz? a lustro w domu mosz? to się spójź w lustro i zobaczysz kunia twoja stara jest tak gruba że się przewraca z 2 stron łóżka twoja stara się przespała Nie ma nic złego w powiedzeniu „nie, będę się z tym czuł/a niekomfortowo” „przykro mi, to nie w moim stylu” czy chociażby „niestety, ale wolałbym coś innego”. To jest Twój czas i Twoje życie – masz prawo zarówno się zgodzić, jak i odmówić – to Ty powinieneś dokonać tego wyboru, w zgodzie z tym, co chcesz zrobić. 5. Co mam powiedzieć mamie , jak nie chcę jechać na wycieczkę? tylko nie chcę zachorować! muszę jej coś powiedzieć, żeby zrozumiała ! błagam pomóżcie mi! 1 ocena | na tak 100%. 1. Jak powiedzieć mamie że chcę usztywniany stanik? 2011-06-26 15:45:46; Jak powiedzieć o tym mamie, tak żeby to zrozumiała.. ? 2010-10-26 18:17:10; Jak powiedzieć mamie że chcę golić nogi ? 2012-06-29 21:43:30; Powiedzieć mamie, że chcę tampony? 2011-06-29 11:40:26; Jak powiedzieć fryzjerce by zrozumiała? 2011-07-23 17:40:22 GiTZ8p. Masz w swoim otoczeniu osobę, która dopiero co została mamusią? Czy wiesz czego nie mówić mamie? Zobacz również: 22 sytuacje, które zrozumieją tylko kobiety w ciąży 1. Najważniejsze żeby dziecko było zdrowe…2. Wyglądasz na Kiedy planujesz powrót do pracy?4. Słuchaj, mam dla Ciebie radę…5. Planujecie więcej dzieci?6. Fajnie tak przez tyle czasu nie pracować, siedzieć w Czy przesypia całą noc?8. Może jest głodny…9. Ale miałam świetne wyjście w ten weekend!10. Przecież możesz spać wtedy, kiedy mały No, no… ciekawe, kiedy uda Ci się zrzucić te zbędne kilogramy. 1. Najważniejsze żeby dziecko było zdrowe… Nieważne, że mama ledwo chodzi i nie ma na nic siły, śpi po trzy godziny dziennie, prawda? Zdrowie dziecka jest jedną z najważniejszych spraw, ale zdrowie mamy też jest ważne! 2. Wyglądasz na zmęczoną. Serio? 3. Kiedy planujesz powrót do pracy? Kobieta dopiero co urodziła dziecko, dajcie jej żyć! 4. Słuchaj, mam dla Ciebie radę… Jeżeli mama będzie potrzebowała rady, to sama o nią poprosi. 5. Planujecie więcej dzieci? Spokojnie, przed chwilą urodziła pierwsze niemowlę. 6. Fajnie tak przez tyle czasu nie pracować, siedzieć w domu. Nie wiesz, co mówisz. Ta kobieta nigdy nie pracowała tak ciężko jak teraz. 7. Czy przesypia całą noc? W 99% odpowiedź brzmi: nie. 8. Może jest głodny… Każda, no prawie każda, mama wie, kiedy jej dziecko jest głodne, być może chwilę temu je karmiła. 9. Ale miałam świetne wyjście w ten weekend! To chyba ostatnia rzecz, o której młoda mama może w tym momencie myśleć. Przestań ją zadręczać swoimi głupkowatymi opowieściami o kolejnej randce. 10. Przecież możesz spać wtedy, kiedy mały śpi. Świeżo upieczona mama słyszy ten tekst zapewne 17 razy dziennie. To tak nie działa- zrozum. 11. No, no… ciekawe, kiedy uda Ci się zrzucić te zbędne kilogramy. Ani słowa o wadze! Zrozumiano?! (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 5 Średnia: 5] Jak rozmawiać z dziećmi o własnej złości? Czy mamie w ogóle wypada się złościć? Co to za matka, która się złości? Czy złość oznacza bycie złą mamą, złym człowiekiem? Czy złoszczenie się jest dla matek… zakazane? Czy złość krzywdzi dziecko? Takie pytania zadawałam sobie przez długi czas. Szczególni wtedy, gdy wybuchałam złością często i intensywnie. Gdy moja złość była nie do zatrzymania. Podobnie jak następujące po niej wyrzuty sumienia. W moim konkretnym przypadku złość krzyczała o niezdiagnozowanej i nieleczonej depresji poporodowej, ale tak naprawdę może krzyczeć o wielu innych rzeczach. O zmęczeniu, głodzie, o niezaspokojonych potrzebach, deprywacji snu, nierozwiązanych konfliktach, o przekraczanych granicach. Złość może mieć destrukcyjną siłę, jeśli wyrażamy ją nieumiejętnie, jednak sama w sobie nie jest zła. Skłania nas do zajrzenia pod jej powierzchnię. Poznania przyczyny gorszego samopoczucia. Daje nam energię i impuls do zaopiekowania się sobą tylko… nie zawsze wiemy, jak to zrobić. Jak zaakceptować złość, odczytać komunikat, który chce nam przekazać i co właściwie z nim zrobić. Jak rozładować napięcie, nie krzywdząc przy tym innych. O tym wszystkim, przy współpracy z psycholożką i psychoterapeutką, napisałam książkę. To workbook dla dorosłych, w szczególności dla mam. Ale co z dziećmi? Jak z nimi rozmawiać o matczynych wybuchach złości? Jak oswajać tę emocję? Jak tłumaczyć, co mówić, by nie zrzucać na dziecko winy, gdy poniesie nas złość, a jednocześnie pokazywać, że złość to ludzka emocja i nasze dzieci też mogą się złościć?KIEDY MAMA SIĘ ZŁOŚCI… Tu z pomocą przychodzi Kasia Mikulska i jej książeczka dla dzieci, poruszająca temat… matczynej złości! To też pierwsza książka, którą zdecydowałam się objąć matronatem. Nie tylko dlatego, że jest pięknie wydana, bardzo merytoryczna i zawiera komentarz psycholożki dziecięcej, Oli Belty-Iwacz, znanej w sieci jako Mamologia, ale przede wszystkim dlatego, że jest potrzebna. Nie umiem mówić o miłości. Słowa mi się lepią do warg, gasną w ustach, powszednieją. Są nieładne, nieśmiałe, niezdarne. Niegodne zupełnie. Dlatego nie mówię ani o miłości ani o przywiązaniu, ani o tym ile komu zawdzięczam. Ty też nie mówisz, wolisz inaczej. Od lat czytamy sobie siebie między wierszami. Jestem drobnostką przy Tobie. Maleństwem. Próbowałam napisać o Tobie już tyle tekstów, ale zaczynam i kończę na nieśmiałej interpunkcji. Jesteś jak wszechświat dla mnie. Ty wszechświat, a ja maluszek w środku. Nie umiem podsumować Cię jednym zdaniem. Pewnie nie mogłybyśmy różnić się od siebie bardziej. Kiedy chcesz iść w prawo, wiesz, że pójdę w przeciwną stronę. Kiedy doradzasz mi prostą drogę, wiesz doskonale, że będę kluczyć w kółko aż się pogubię i zbiję kolano. Wszystko na opak, z zupełnie innej perspektywy. Wiem, jak wiele razy musiałam tym łamać Ci serce. Lubię na Ciebie patrzeć. Przyglądać Ci się z boku i uczyć się na pamięć gestów. Jak lepisz pierogi albo jak ślęczysz przed komputerem, rozkładając na części kolejny projekt. Jak marudzisz (i doprowadzasz mnie tym do szału). Jak przerzucasz dokumenty w zupełnym chaosie, w którym tylko Ty jesteś w stanie się rozeznać. Jak wcierasz krem w dłonie, jak mówisz o mnie z niedowierzaniem: „cały tatuś!”. Jak zerkasz na mnie z miłością. Nie umiem Ci tego powiedzieć, ale napiszę: jesteś najsilniejszą kobietą na świecie. Fenomenem. Moim punktem odniesienia. Nie mogę wyjść z podziwu, a wiesz, że wymagam od Ciebie najwięcej. Nie ma sytuacji, z której nie potrafiłabyś wybrnąć. Nie ma kryzysu (także mojego), którego nie potrafiłabyś pokonać. Mogłam trzaskać drzwiami tysiące razy, a Ty i tak otwierałaś je dla mnie z uśmiechem i czułością. Uczysz się moich marzeń, choć nie do końca potrafisz je zrozumieć. Pozwalasz mi iść własną drogą, choć wiesz, że stale podchodzę zbyt blisko ognia. Pamiętam, jak zarywałaś noce, szyjąc mi stroje na przedstawienia w przedszkolu. Jak wieczorami kleiłaś z tatą karmniki dla ptaków na moje zajęcia plastyki. Jak próbowałaś wytłumaczyć mi geometrię (niestety bezskutecznie). Pamiętam Twoje poświęcenie i nadgodziny, żeby było nas stać na moje wakacje, wycieczkę, aparat ortodontyczny. Twoją bezradność i cierpienie, kiedy przestałam widzieć sens, zamykałam się w pokoju i bez końca płakałam w poduszkę. Pamiętam Twoje „poradzimy sobie”, kiedy po roku znowu zawalił mi się świat i nie chciałam już stawiać mu czoła. Tylko Ty widziałaś mnie tak kruchą, cierpiącą, bezradną – a i tak stale zapewniałaś mnie o tym, że jutro przyniesie rozwiązanie. Miałaś rację. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jakie to trudne – być moją mamą. To od Ciebie uczę się kobiecości. Podkradam Ci szale, bo wszystkie pachną Tobą i domem. Maluję usta i łapię się na tym, że stroję miny podobne do Twoich. Piszę po nocach, pracuję Twoim rytmem. Chciałabym Ci dorównać, ale chyba nie mam szans – w moim wieku miałaś już dwójkę dzieci, męża, pracę, trudne studia, nerwy ze stali i sto pomysłów na minutę. Jakim cudem wciąż masz w sobie tyle energii? Jesteś fascynująca. Niezwykła. Piękna. I pewnie nawet nie masz pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczna za to, że jesteś moją Mamą. K Katarzyna J. Piotrowska Specjalistka ds. marketingu i PR, konferansjerka, blogerka, żona, mama, współtwórczyni Vicommi Media. Ekspertka w komunikacji firm z branży medycznej i farmaceutycznej, entuzjastka mediów, wieloletnia redaktor naczelna serwisów medycznych. Pasjonatka pisania i budowania trwałych, szczęśliwych relacji. Zakochana w swoim mężu i stale poszukująca nowych dróg dobrego życia. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej. fot. Adobe Stock, alfa27 Gdy Łukasz i ja skończyliśmy 27 lat, stwierdziliśmy zgodnie, że jesteśmy już za starzy na „chodzenie”. Przyszła pora na założenie rodziny. Niedługo po ślubie zlikwidowano sklep, w którym pracowałam. Nie zdążyłam znaleźć sobie nowej pracy, bo… już byłam w ciąży! Urodził się Oskarek. Wprawdzie myśleliśmy tylko o jednym dziecku, ale los zakpił z naszych planów i wkrótce była z nami Oliwka. Wiedziałam, że przy dwójce małych dzieci szybko nie znajdę nowej pracy… – Po co mamy płacić za żłobki i przedszkola? Siedź w domu, jak długo chcesz. Ja na nas zarobię! – stwierdził mąż. Fakt – odkąd Łukasz założył z kolegami firmę remontowo-budowlaną, wiodło nam się coraz lepiej. Nie musiałam martwić się o pieniądze. Mijał miesiąc za miesiącem… Zajęta domem i dziećmi nie od razu zauważyłam, że Łukasz daje mi coraz mniej pieniędzy na życie. Nawet „500 plus” wpływało na jego konto. Większe zakupy robiliśmy wspólnie w weekendy. Mąż zostawiał mi na niezapowiedziane wydatki jakieś drobne kwoty, ale coraz bardziej je ograniczał. Co gorsza, miałam problem, żeby wyjść z domu, kiedy Łukasza nie było, a przecież czasem trzeba. Nie mogłam liczyć na pomoc ani mojej mamy, ani teściowej. Z mamą Łukasza się nie dogadywałam. Wymarzyła sobie inną synową – jego poprzednią dziewczynę, którą rzucił, kiedy poznał mnie. Teściowa od początku patrzyła na mnie z niechęcią i po ślubie niewiele się zmieniło. Proszenie jej o pomoc byłoby dla mnie upokarzające. Z kolei moja mama przeżywała drugą młodość! Po wielu latach wdowieństwa przeprowadziła do innego miasta, gdzie mieszkał jej wybranek. Moje dzieci bardzo kochałam, ale mocno dawały mi popalić. Koleżanki miały swoje życie i coraz rzadziej mnie odwiedzały. Z natury jestem towarzyska i doskwierał mi brak jakichkolwiek rozrywek. Jestem kobietą i muszę o siebie dbać Łukasz w niedzielę najczęściej nie pracował. Liczyłam na to, że chociaż czasami, w ten jeden dzień w tygodniu, to on zajmie się dziećmi, a ja będę mogła trochę odetchnąć… – Oszalałaś?! – obruszył się, kiedy którejś niedzieli zapytałam, czy zostałby na trochę z Oliwką i Oskarem. – Tylko na parę godzin! Ja całymi dniami nie wychodzę z domu! Muszę wreszcie psychicznie odpocząć! – A myślisz, że ja się bawię?! Zarabiam na was wszystkich! Ty sobie siedzisz w domu i seriale oglądasz! – Co?! – poczułam wściekłość. – Jakie seriale?! Człowieku, czy ty wiesz, co mówisz? Przy dwójce małych dzieci nie mam czasu nawet porządnie się wykąpać! – Sama chciałaś mieć dzieci – stwierdził. – A ty nie chciałeś?! Nie mogłam uwierzyć, że to słyszę… Gdzie podział się mój czuły, opiekuńczy, kochający mąż?! Mój bohater? Nasze małżeństwo miało wyglądać zupełnie inaczej… – Zostaw mi stówę – poprosiłam jeszcze. – Jutro pójdę z dziećmi na spacer, przy okazji kupię sobie trochę kosmetyków. Wszystkie mi się pokończyły… – A po co ci kremy? Przecież nikt oprócz mnie i dzieci tu cię nie ogląda! – Jestem kobietą i muszę trochę o siebie zadbać! – poczułam, że puszczają mi nerwy. – A w ogóle to dlaczego ja nie mogę korzystać z twojego konta?! Są też na nim moje pieniądze z „500 plus”! – Bo ty zawsze wydawałaś na głupoty! – krzyknął Łukasz. – Ja nie jestem twoją niewolnicą! To miał być partnerski układ! Zrezygnowałam na kilka lat z pracy zawodowej, żeby zająć się dziećmi, ale to też praca! I to wyczerpująca! – Nie przesadzaj – skwitował mój mąż. – Okej! W takim razie dzieci idą do żłobka, a ja wracam do pracy! – wykrzyczałam. – Po to tak zasuwam, żeby dzieci mogły być w domu! Nie zgadzam się na żłobek! Poszliśmy spać obrażeni na siebie. Następnego dnia było jak zwykle. Rano Łukasz pobiegł do pracy, a ja zostałam z dziećmi: karmienie, pranie, sprzątanie. Kiedy szykowałam obiad, usłyszałam dzwonek do drzwi. W progu stała… mama Łukasza. – Przyszłam ci pomóc… – westchnęła ciężko już od progu. – W czym? – zdziwiłam się. – Też uważam, że nie ma w czym, ale zdaniem Łukasza ty sobie nie radzisz… Ja w twoim wieku miałam trójkę dzieci i nikt mi nie pomagał! A codziennie był obiad dwudaniowy! – oznajmiła mi i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. – Napije się mama czegoś? – zapytałam. – Nie, dziękuję, obejdzie się… – odparła i od razu przystąpiła do ataku. – Czyli mój syn ci nie odpowiada, tak? Za mało pracuje, za mało jest zaradny? Uznałam, że skoro już teściowa pofatygowała się do mnie, powinna poznać prawdę o swoim ukochanym, idealnym synku. – Nic takiego nie powiedziałam! Ale czasem muszę wyjść popatrzeć na ludzi. Kupić sobie coś. A on mnie całkiem odciął od pieniędzy. Traktuje mnie jak trzecie dziecko! Po jej minie było widać, że moje słowa jednak trochę ją zaskoczyły, ale oczywiście postanowiła stanąć murem za Łukaszkiem i bronić go jak niepodległości. – Na pewno daje ci pieniądze na życie! Poza tym teraz to trzeba na dzieciach się skoncentrować, a nie na zakupach! Na randki już nie chodzisz! Malowidła i nowe ciuchy nie są ci najbardziej potrzebne! – pouczyła mnie mentorskim tonem. Zagotowało się we mnie. – Mamo, a dlaczego ty jesteś zawsze elegancko ubrana? I umalowana? W twoim wieku? Powinnaś się na wnukach skupić, a nie na strojeniu się! – wypaliłam. Teściowa zbladła. – Widzę, że nie potrzebujesz mojej pomocy – wycedziła przez zęby, patrząc na mnie wzrokiem bazyliszka. – Idę do domu. Był cały czerwony ze wstydu Wieczorem wrócił Łukasz. – Jak mogłaś tak mamie powiedzieć?! Dzwoniła do mnie! Raptem zbliża się do sześćdziesiątki, a ty jej wiek wypomniałaś?! – Ona mi pierwsza wypomniała! – To co innego! Ty jesteś młoda. Wiesz, jak ona się poczuła?! – Guzik mnie to obchodzi! – wrzasnęłam. Doszłam do wniosku, że mam dosyć Łukasza, jego matki i całego mojego życia. Nie poznawałam męża. Kiedy zarabiał mniej, żyło się nam zupełnie inaczej. Czułam, że mnie kocha. Teraz odsuwaliśmy się od siebie… „Tak będzie już zawsze? – myślałam ponuro. – Łukasz ma mnie w garści, przynajmniej dopóki dzieci są małe”. Nie miałam nawet siły walczyć o swoje. Tymczasem kilka dni później… – Martusiu – zaczął rano Łukasz. Otworzyłam usta ze zdumienia. Dawno tak miło się do mnie nie zwracał. – W piątek wpadną do mnie koledzy z firmy. Będą z żonami – ciągnął. – A po co? – zdziwiłam się. – Pogadać o interesach, ciebie poznać… Nalegali, nie mogłem odmówić. – A co z dziećmi? Nie mamy niańki! – Przyjdą po ósmej! Dzieci już śpią o tej porze. Oni długo nie będą siedzieć… Aha! Mam prośbę. Naszykuj coś dobrego do jedzenia. Tak jak tylko ty potrafisz! – powiedział Łukasz z przymilnym uśmiechem. – A stać nas na to? – spytałam złośliwie. – Dziś wieczorem pojedziemy do supermarketu na zakupy. Kupimy, co tylko będziesz chciała! „Ludzki pan!” – zakpiłam w myślach. W piątek rano Łukasz wyszedł do pracy. – Wieczorem cały stół ma być zastawiony! I… ubierz się ładnie! – rozkazał w progu. „Mam cały dzień spędzić przy garach, jednocześnie zajmując się dziećmi?! I jeszcze wystroić się, bo hrabia tak sobie życzy?! Już ja ci dam popalić!” – uznałam. Zrobiłam sałatkę, wysypałam ciastka na talerzyk i… na tym zakończyłam przygotowania do imprezy. Po ósmej przyszło dwóch kolegów Łukasza z żonami. Dziewczyny były wymalowane, ładnie ubrane i… obie zamurowało na mój widok. Stałam w moim ulubionym dresie i kapciach. Zero makijażu. Czyli tak, jak wyglądałam na co dzień. Łukasz oblał się rumieńcem. Najchętniej nie przyznałby się, że jestem jego żoną! – Przepraszam za swój wygląd, ale mąż nie pozwala mi wydawać pieniędzy na ubrania i kosmetyki. Dobrze, że mi chociaż mydło kupuje! – zaszczebiotałam. Zapadła krępująca cisza. Łukasz był już bordowy na twarzy. – Marta się wygłupia… – wydukał tylko. – Zapraszam do stołu! Czym chata bogata! – ogłosiłam uroczyście. Goście Łukasza niewiele się odzywali. Skubnęli trochę sałatki i pod byle jakim pretekstem pożegnali się i uciekli. Spodziewałam się strasznej awantury. Tymczasem… – Marta, przepraszam cię – powiedział mąż i przytulił mnie, bardzo skruszony. Na szczęście zrozumiał. Czytaj także:„Latami kryłam niewiernego męża, by uniknąć plotek i ostracyzmu. Owoc jego zdrady do teraz zatruwa mi życie”„Mam syna, na którego czekałem sześć lat. To ukoronowanie mojego idealnego życia. Tylko jak powiedzieć o tym żonie?”„Wstydziłam się utraty pracy, nikomu się nie przyznałam. Żyłam, jak dotychczas, a sterta niezapłaconych rachunków rosła” To, jak zwracać się do teściowej, jest tematem wiecznie żywym. Mówić do teściowej Mamo, per Pani a może bezosobowo? Przychodzi ten jakże przełomowy ;-) moment naszego życia, gdy łączymy się w pary i poznajemy rodziców naszego partnera i nie wiemy jak mówić do swoich teściów! ;-) Po zazębieniu się naszej relacji z partnerem bywa tak, że decydujemy się nasz związek scementować ślubem albo jakoś sformalizować i nasi potencjalni teściowie już nie są potencjalnymi! Stają się rzeczywistymi! Ha, i część z nas zastanawia się wtedy jak daną sytuację ograć. To znaczy jak powinni się zwracać do teściowej i teścia, którzy nie do końca są już im obcy. Są częścią rodziny, wobec tego fajnie by było wiedzieć, czy mówimy do mamy naszego partnera po imieniu, czy zwracamy się bezosobowo, a może per Mamo, Tato? A może per Pani, Pan? Nie zawsze jest to sytuacja łatwa i spędza wielu sen z powiek. Monika* i Paulina* w krótkim odstępie czasu napisały do mnie maile, w których miały niemalże bliźniaczy problem. Przytoczę fragment wiadomości Pauliny, która nie za bardzo wie, jak powinna zwracać się do swojej Teściowej: „[…] Jesteśmy małżeństwem od roku. Przed ceremonią ślubną zwracałam się do mojej przyszłej teściowej bezosobowo. Starałam się, aby brzmiało to grzecznie, jednocześnie wiedziałam, że dość nieswojo czuję się zwracając się tak do mamy mojego Męża. To były zwroty jak do kobiety z okienka PKP, pozbawione jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego. Nasze stosunki były poprawne. Bez jakiejś nadmiernej wylewności, ale też nie zdarzały nam się nigdy sprzeczki. Łudziłam się, że po ślubie teściowie wyjdą z inicjatywą i powiedzą, abym mówiła do nich albo po imieniu albo per mamo i tato, jednak nic takiego się nie stało. Podczas rozmowy z moim mężem zaproponował mi on, abym sama po prostu zaczęła mówić do jego mamy per mamo. Podczas jednego z niedzielnych obiadów kiedy nalewałam wszystkim rosół, postanowiłam przełamać lody i powiedziałam do mamy mojego małżonka: „Mamo, wystarczy czy jeszcze jedną chochlę nalać?” Na co ona powiedziała stanowczo i wyraźnie: „Przepraszam, a od kiedy to ja jestem Twoją mamą?” Madzia, uwierz mi, że w tamtym momencie tak, jak stałam z tą chochlą w łapie, tak ugięły się pode mną nogi i nie wiedziałam, co mam z siebie wydukać. Mój mąż z teściem nie zwrócili w ogóle na to uwagi, bo komentowali mecz piłki nożnej, a ja wtedy zapadłam się pod ziemię. W końcu powiedziałam, że się przejęzyczyłam i dalej nie komentowałam sytuacji. Czy ja zrobiłam coś źle?! A może mam do niej mówić per pani? Niech mi ktoś powie, jak to ugryźć, po od tamtej pory cała się trzęsę na myśl o kolejnej wizycie. A kiedy pojawią się dzieci, to jak to miałoby niby wyglądać? […] „ Zagotowałam się po tym mailu! Przedstawię zatem moje zdanie i nie wiem, czy pokryje się ono w całości z zasadami savoir vivre’u, ale zrobiłam mały research, aby mieć solidną podstawę i nie pieprzyć głupot. Nie chcę rzucać argumentami z kapelusza. Otóż moim skromnym zdaniem, które potwierdzają reguły savoir vivre’u, to nikt inny jak właśnie starszy od nas powinien pierwszy zagaić na temat tytułowania się! Błąd popełniła Paulina, która założyła, że ma do czynienia z kobietą, która zna zasady, którymi świat się kieruje. To jej teściowa powinna mieć odrobinę ogłady i zaproponować swojej synowej jakieś rozwiązanie. Skoro jej syn jest już rok po ślubie, to wypadałoby się ogarnąć, kolokwialnie to ujmując i zaproponować cokolwiek. CO-KOL-WIEK. A do wyboru jest kilka rozwiązań: 1. per MAMO. Ciepło i przyjaźnie. Jeśli relacja teściowa-synowa jest bardzo życzliwa i żadna ze stron nie ma nic przeciwko, to uważam to za świetne rozwiązanie! To mama naszego partnera powinna wyjść z taką propozycją, jeśli ma na to ochotę. Pamiętam, że tak właśnie zwracała się moja Mama do swojej teściowej, czyli mamy mojego taty. To moja babcia takie rozwiązanie zaproponowała mojej Mamie, na co moja Mama chętnie przystała. Co więcej, moja Mama często mówiła do swojej teściowej nawet per mamusiu! „Mamusiu, czy podałabyś mi cukier?” Mega ciepłe i chyba rzadkie rozwiązanie. 2. per MAMO, ale odrobinę inaczej. I tutaj posłużę się poprzednim zdaniem i na nim spróbuję to zobrazować. „Czy podałaby mi Mama cukier?” Dla mnie to trochę dziwny zwrot, ale jeśli dobrze pamiętam, to tak właśnie mówił mój tata do swoich teściów i nawet tak mówił do swoich rodziców. Tak też mówi nawet mój mąż do swoich rodziców. Ja nigdy tego nie praktykowałam i do swoich rodziców mówiłam po prostu: „Mamo, podałabyś mi cukier?”. Od kiedy pamiętam bardzo bezpośrednio zwracaliśmy się z rodzeństwem do naszych rodziców. Z tego co wiem, to Teściowie mojego taty, czyli moi dziadkowie, sami zaproponowali zwrot per mamo i per tato. I słusznie, że chłopina się musiał się zastanawiać, jak mówić do swoich teściów, tylko podano mu to jak kawa na ławę i nie miał z tym problemu. 3. per PANI Kurde. Wiem, że mnóstwo jest takich przypadków. Niektórzy po prostu nie czują się na siłach mówić do teściów per mamo i tato. Uważają, że mamę i tatę mają tylko jednych i koniec kropka. Szanuję. Taki zwrot trochę zwiększa dystans i może odrobinę dezorientować dzieciaki, ale co kto lubi, że tak powiem. W sumie per pani też jest spoko. Jak już wspomniałam wcześniej – to teściowie musieliby wyjść z taką inicjatywą, aby nie było per Pani, jeśli mają na to ochotę. „Czy podałaby mi pani cukier?” Można i tak. Trochę tylko niezręcznie, ale jak wspomniałam, każdy wybiera co dla niego najlepsze. 4. per TEŚCIOWO I tutaj słyszałam o wielu wariacjach, tego zwrotu. „Czy Teściowa podałaby mi cukier? „Teściowo, czy podałabyś mi cukier?” „Czy teściowa poda mi cukier?” [czy mi nie poda? Oto jest pytanie. :D Dla mnie słowo „teściowa” jest jakieś takie oschłe i staram się go unikać w rozmowach, ale doskonale rozumiem, że ja mogę być „insza”. Wszyscy musimy jakoś manewrować z tymi zwrotami, jeśli nic innego nie zostało nam zaproponowane, albo jeśli nie za bardzo nam po drodze z pewnymi propozycjami, bo i tak bywa. 5. bezosobowo Znam wiele osób, które tak właśnie zwracają się do swoich teściów. O ile wszystkim to odpowiada, to spoko. W rezultacie bywa to męczące, wiem to po sobie. „Czy mogłabym prosić o cukier?” – przejdzie jakoś :-) Ta forma ma potencjał ewoluować, gdy pojawiają się dzieci! ;-) I może to brzmieć: „Synku, babcia poda Ci cukier.” Babcia poda, czy nie poda? :D 6. po imieniu! Mój mąż jest z moimi rodzicami po imieniu. Zaproponowali mu to już chyba na pierwszym spotkaniu. Zresztą, moi rodzice to mega luzackie istoty i zdziwiłabym się, żeby kazali mówić sobie per Mamo czy per Tato jeśli dzieli ich i mojego M. dekada :D Ja bym miała wtedy niezły ubaw. Myślę, że nawet gdyby byli starsi sporo od mojego Męża nadal zasugerowali by mu zwracanie się do nich po imieniu. „Magda, podasz mi ten cukier ?” [czy solą w oko dostanę?] :D Mega naturalne. Takie fajne, kurde no :-) Życzyłabym takiego zwrotu wielu z nas. Co więcej! Mój dziadek nawet zaproponował mojemu Mężowi zwracanie się do niego po imieniu. Tutaj mój M. ma chyba mały problem i się jeszcze nie przełamał, ale to raczej kwestia czasu, myślę ;-) Konkludując już. Teściowa Pauliny lepiej by się ogarnęła, nie będę owijać w bawełnę. A jeszcze lepiej, aby na ten temat mógł porozmawiać ze swoją mamą mąż Pauliny. To zachowanie było wybitnie oschłe, moim daniem nawet bezczelne. Może jest druga strona medalu, o jakiej nie wiemy? Uważam, że ten przytyk to było zachowanie poniżej pasa i sugeruje mi jakiś poważny problem. Może czas dojrzeć do tego, że Syn wybrał sobie za żonę właśnie jej Synową? Planują zapewne dzieci i miło by było, jakby się określiła, czy chce być Panią, Mamą czy może wybiera opcję numer 5, bo nie zanosi się na pytanie do publiczności ani telefon do przyjaciela… Na miejscu Pauliny zaczęłabym tytułować ją jeszcze inaczej i jakże celnie i prawdziwie, po nazwisku, bo czemu nie! :D „Pani Kowalska, podałaby mi pani cukier?” :D ;-) Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!

co powiedzieć mamie żeby wyjść z domu